Zmarła Elżbieta Skiba - Osuchowska (bl. 10)


Zrzut ekranu 2023 12 13 o 20.49.31Z ogromnym smutkiem informujemy, że 1. grudnia 2023 r. zmarła Przewodniczka SKPB Warszawa Elżbieta Skiba - Osuchowska, blacha 10. 

Wspomnienie o Eli zebrała i opracowała Krystyna Lady - Drużycka (bl. 37)

Elżbieta Skiba, jako studenta wydziału Ogrodniczego SGGW, narodziła się dla SKPB w 1960 roku - wówczas jeszcze ta nasza organizacja nosiła miano: Koło Przewodników Studenckich Obozów Wędrownych, i dopiero w grudniu 1963 zmieniła nazwę na Studenckie Koło Przewodników Beskidzkich czyli SKPB Warszawa. Hierarchia w SKPB odnosiła się nie do daty urodzenia, ale do daty wstąpienia do Koła, czyli daty zaliczenia egzaminu i przejścia. Elka była na tzw. Kursie Centralnym w Przesiece w 1961. W 1962 była kierownikiem drugiego Złazu Kampinoskiego, który był obsługiwany przez ostatnio przyjęty rocznik, a kierowany przez bardziej doświadczonego przewodnika (odbywał się w pierwszy weekend po 1 listopada i był traktowany jako zakooczenie sezonu turystycznego, a w 1963 został nazwany imieniem Andrzeja Harskiego, który zginął w wypadku na placu Zawiszyw Warszawie.

O Skibiance nie można mówid bez uśmiechu - wspomnienia Ewy Beynar-Czeczot
O Skibiance nie można mówid bez uśmiechu. Poznałam Ją w latach sześddziesiątych kiedy zgłosiła się do Koła Przewodników (jeszcze nie SKPB) wraz z Zośką Szajuk i Boguśką Ogonowską. Wszystkich trzech nie dało się nie zapamiętad. Elka dorobiła się ksywy "Lalucha" nie tylko z uwagi na wygląd. Miała swoje zdanie na wiele spraw kołowych i wygłaszała je przy różnych okazjach. Ponieważ wyjechałam do roboty w Bieszczadach nie wypowiadam się na temat Jej działalności
w Kole. Wiem, że została żoną Ryśka Czuczełły i wkrótce powiła córkę Beatkę. Spotykałyśmy się w bazie studenckiej w Smereku gdzie wraz z niemowlęciem spędzała wakacje. Nie jestem pewna czy pełniła tam nawet funkcję szefowej. Za to jestem pewna, że znajdowała się w centrum życia
towarzyskiego.

Kiedy wszyscy wydorośleliśmy i odnaleźliśmy się w peerelowskie rzeczywistości, a ja wróciłam do Warszawy miałam okazję byd na drugim weselu Skibianki w Komorowie. Sama upiekła kilka weselnych tortów. Było wesoło. Elka po ślubie wyjechała do posiadłości męża w Lusinie, gdzie bardzo chętnie przyjmowała warszawskich znajomych. Zdarzyło się nawet, że będąc w delegacji służbowej w okolicy, wraz z trójką kolegów z pracy, zamieszkaliśmy
i biesiadowaliśmy u Elki. Kolegom się to w głowie nie mieściło, że można mied tego rodzaju przyjaźnie bezinteresowne.

Bo rzeczywiście tak pozytywnie do wszystkich nastawione osoby zdarzają się nie codziennie. W późniejszych czasach, kiedy znów mieszkała w Komorowie uczestniczyła w imprezach towarzyskich, wyprawach w Czarnohorę i Gorgany, spływach kajakowych i wyjazdach narciarskich. W tych okolicznościach nie narzekała na okoliczności przyrody. W deszczu na biwaku pod Howerlą gotowała obiadokolację wzmacniając się płynem z uwieszonego na krzaku bukłaczka. Na kajaku
nie przeszkadzało jej, że wraz z współpasażerką siedzą do siebie tyłem. Elce zdarzały się dziwne epizody, które tylko Jej się mogły wydarzyd (również jako
kierowcy). I tylko Ona potrafiła o swoich przypadłościach opowiadad z humorem. Podziwiałam Ją kiedy postanowiła skutecznie rzucid palenie. Podziwiałam bojowe
nastawienie do choroby.
I co tu dużo gadad. Do zobaczenia na t. zw. niebieskich połoninach.

Elu Kochana, do zobaczenia w Niebie! - wspomnienia Irenki Stanek (bl. 165)
Elkę poznałam w lipcu 1969 roku, kiedy po moim przejściu dyżurowałam na bazie w Smereku, której to bazie Ona szefowała. Nasza przyjaźo zaczęła się jednak wiele lat później, bo w 2004 roku. W ostatniej chwili i trochę ponad liczbowo (chodzi o miejsce w ukraińskim busie, który nas wiózł) dołączyłam do wyprawy w Czarnohorę. Organizowała ją i kierowała Miśka, prowadził nas Sasza z Maszą, a uczestniczyli: Ela, Andrzej Chrobak, Ewa Borkowska, Wiesiek Piegat, Lusia i Jasiek Twardochowie (których ja i Chrobak znaliśmy od dawna ze Sztamajzy) no i ja. To był wspaniały wyjazd, mimo trudów wędrówki, pełen radości i śmiechu.
Potem ja zaczęłam jeździd na nasze jesienne rajdy weteranów – Ikon Bieszczadzkich. Na te spotkania czekało się cały rok. Ostatnie – w Świętej Katarzynie było też ostatnim Skibianki. Bardzośmy się cieszyli z Jej obecności i dobrej formy. Niezapomniane dla mnie są też imieniny Elki, kiedy spotykaliśmy się u Niej w ogrodzie przy
stole (obowiązkowo z kalafiorem i innymi warzywami) i przy ognisku. Przy hulance i przy winie...

Ten rok był dla Niej trudny. Odchodzili kolejno przyjaciele: Czesio Godzisz, Oldek Czeczot, Miśka Bremer, Jurek Wicher, Willi Orsetti... I Jej choroba, z którą tak dzielnie walczyła...
Czasami denerwowała się, kiedy długo do Niej nie dzwoniłam. Jej przyjaźo była dla mnie bardzo ważna.
Ela umiała kochadć. Kochała swoją Rodzinę – Dzieci, Wnuki. Była z Nich dumna, cieszyła się z ich sukcesów, martwiła ich kłopotami. Kochała Przyjaciół. Kochała Polskę. Bardzo.
Elu Kochana, do zobaczenia w Niebie!

Ostatnie spotkanie z siostrą - wspomnienie Jacka Skiby, brata Eli (bl. 63)
To było 30 listopada. Ogarnął mnie jakiś niepokój, i ogromna potrzeba odwiedzenie mojej siostry Eli, która mieszkała parę kilometrów od mojego domu. Zastałem Ją w dośd dobrej kondycji, trochę narzekająca na to, ze czuje się bardzo słaba – nie ma siły. Ale jak zawsze zaproponowała zrobienie herbaty, a ja jak zawsze zrobiłem ją sam. Wyglądała bardzo ładnie. Nawet Jej to powiedziałem, umyta, uczesana, ładnie ubrana, lekko uśmiechnięta. Miała świeżo zrobione ciasto (przy pomocy którejś z wnuczek).

Tego wieczoru miało przyjśd sporo osób, bo były to urodziny wnuczki Antoniny. Ela robiła na drutach jednakowe zimowe czapeczki dla rodziny, które miały byd prezentem pod choinkę, bo święta tuż, tuż. W najbliższych planach była wizyta 11 grudnia w szpitalu na Płockiej. Rozmawialiśmy, ale nie była to rozmowa jaką zazwyczaj prowadziliśmy, w stylu pytanie - odpowiedź i jeszcze pytanie do tej odpowiedzi, bo Ela miała w zwyczaju, takim zaganianiem, rozmówcę przygwoździć. Dla mnie był to sygnał, że coś jest z nią niedobrze. Około 21-ej zaczęli schodzić się goście.
Nie wiem o której Ela poszła spać, ale rano już nie żyła. . . .
Było to moje OSTATNIE z Nią spotkanie.

Epilog
Po otrzymaniu wiadomości „Elka nie żyje”, pierwsze myśli: wiem - była poważnie chora, ale dlaczego już, przecież mogła jeszcze żyć. Tak dzielnie znosiła swoja chorobę. Było mi bardzo smutno. Powoli z zakamarków pamięci wychylały się słowa „pełno nas a jokoby nikogo nie było”, potem następne „Tyś za wszytki mówiła” i następne, następne. Tak, to wyuczony w dzieciństwie.
TREN VIII Jana Kochanowskiego. Nie wiem dlaczego się przybłąkał i uporczywie powracał do pamięci. Już nie tylko jego fragmenty, ale w końcu cały. Ten TREN naprawdę oddaje uczucie jakie ogarnia człowieka po stracie bliskiej osoby, żywotnej, pełnej energii, absorbującej.
Ta opisana osobowość „Orszuli” tak znakomicie oddaje cechy Skibianki, i wiek nie ma tu żadnego znaczenia. Wobec tego przypomnijmy sobie. Cytuję cały:


Wielkieś mi uczyniła pustki w domu moim,
Moja droga Orszulo, tym zniknienim swoim.
Pełno nas, a jakoby nikogo nie było:
Jedną maluczką duszą tak wiele ubyło.
Tyś za wszytki mówiła, za wszytki śpiewała
Wszytkiś w domu kąciki zawżdy pobiegała.
Nie dopuściłaś nigdy matce się frasowad
Ani ojcu myśleniem zbytnim głowy psowad,
To tego, to owego wdzięcznie obłapiając
I onym swym uciesznym śmiechem zabawiając.
Teraz wszytko umilkło, szczere pustki w domu,
Nie masz zabawki, nie masz rośmiad sie nikomu.
Z każdego kąta żałośd człowieka ujmuje,
A serce swej pociechy darmo upatruje.

 

 Zrzut ekranu 2023 12 13 o 20.53.40

Tags: